TERAZ0°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Bardzo dobra
reklama

45-lecie pracy artystycznej Lucyny Jakubczyk w MOK. Wywiad z Lucyną Jakubczyk

F.Zieliński
Filip Zieliński sob., 15 marca 2025 18:00

W sobotę (15.03.2025) w Miejskim Ośrodku Kultury odbyło się niezwykłe wydarzenie. "Wkręceni w teatr", czyli wieczór pełen humoru i wzruszeń z okazji 45-lecie działalności artystycznej Lucyny Jakubczyk - pedagog, instruktorki teatralnej, reżyserki. Lucyna Jakubczyk nierozerwalnie związana jest z piotrkowską sceną teatru amatorskiego.

Zobacz nagranie video z 45-lecia działalności artystycznej Lucyny Jakubczyk

Przeczytaj wywiad Beaty Hołubowicz - Stachaczyk z Lucyną Jakubczyk

Pani Lucyno, najpiękniejsze, co pani za każdym razem stwierdza, to że jest pani przede wszystkim pedagogiem i to wychowanie młodzieży jest takim oczkiem w głowie dla pani od wielu. Kocha pani pracę z dziećmi, z młodzieżą?

— Tak, tak! Kocham, kocham tych młodych ludzi. Staram się poznać ich świat, ich problemy, bo bardzo często realizujemy spektakle, które wynikają właśnie ze spraw, które ich dotyczą, i możemy, dużo rozmawiać. Teatr jest taką wspaniałą dziedziną, która prowadzi do rozwoju człowieka, do rozwoju jego osobowości. Teatr, jako jedyna ze sztuk, ma za podmiot człowieka. Tutaj uczymy się też dużo tak zwanej psychologii, uczymy się bardzo dużo o człowieku — realizując spektakle, oglądając spektakle. Bo właśnie teatr jest po to, żeby tę wiedzę również posiadać.

Czy pamięta pani swój pierwszy spektakl, który pani wyreżyserowała? Bo to jest nie tylko reżyseria, to jest ta cała wizja, to jest choreografia, to są kostiumy itp.

— Oczywiście! Pierwszy spektakl realizowałam tutaj, w Wojewódzkim Domu Kultury. Pracowałam wtedy z dziećmi. Ja sobie bardzo ambitnie wymyśliłam, że zrobimy O krasnoludkach i sierotce Marysi. Czyli wydawałoby się — książka, bajka, którą prawie każdy zna. Natomiast okazuje się, że to chyba nie takie proste było zrobić. Oczywiście to przede wszystkim nie były role dla dzieci. Choć tam występuje dziewczynka i krasnoludki, które też mogą dzieci zagrać, ale… Jak mówię, byłam bardzo ambitna. Wymyśliłam piękną scenografię, zmiany scenografii, właściwie takie naśladowanie teatru zawodowego. To jest dużym błędem, jeśli się jest instruktorem teatralnym. Miał być przegląd teatrów i oczywiście te dzieciaki wszystkie bardzo czekały, ale praca z nimi była bardzo trudna. Ponieważ kiedy ja pracowałam, na przykład nad rolą Marysi z Marysią, to inne dzieci biegały, robiły wszystko inne, a nie to, co trzeba było. I było to naprawdę bardzo, bardzo trudne, ale udało się

Nie straszyła ich pani, że nie wystąpią w tym przeglądzie, jeśli tego nie dokończycie tak, jakby sobie pani życzyła?

— Dzieci się zbuntowały i powiedziały, że one nie chcą takiej Marysi, tych krasnoludków… A co powiedziałam? "No dobrze, to co chcecie?". I oni zaczęli robić swój spektakl, zaczęli wymyślać. I myśmy pokazali ten spektakl właśnie ich. Bardzo dobrze! Dostali pierwszą nagrodę.

Czyli ta spontaniczność tego wieku dziecięcego sprawiła, że trochę pani spokorniała? Ale jednocześnie sukces był! I może ta pokora, którą pani okazała wobec tych dzieci, zaprocentowała, bo posłuchała pani dzieciaków, a nie siebie?

— Tak, tak, tak! Zresztą wtedy doszłam do wniosku, że ta praca wymaga zupełnie innego podejścia. Że te dzieci mają się bawić na scenie, że to właśnie one mają być twórcami spektaklu. I wtedy diametralnie zmieniłam sposób pracy jako instruktor.

Człowiek, który ma taką wizję, młody człowiek, zaczyna pracę, sam jest zbuntowany… A mimo to pani postanowiła posłuchać dzieci młodszych i okazało się, że to była taka odskocznia do kolejnych etapów życia. Czy teraz też jest tak, że pani słucha ludzi, z którymi pani pracuje? Że to nie jest tak, że pani ustala, co ma być, i oni bezwzględnie wykonują to, co pani uważa?

— Absolutnie nie. Ta praca jest wspólna, ona jest poprzedzona wieloma rozmowami. My wspólnie wybieramy temat, który chcemy poruszyć. Jeśli już realizujemy spektakl, to też liczą się pomysły ludzi. Po prostu — jeśli ktoś wchodzi w rolę i ma jakieś pomysły, które mogłyby mu pomóc w odegraniu tej roli, bardzo chętnie przyjmujemy je wszyscy razem. I tak, tak — ta praca wyglądała i wygląda cały czas.

A bywa tak, że podświadomie gdzieś tam myśli sobie pani: "O, znalazł się taki, co wie więcej niż ja — doświadczona osoba!"? Pojawia się jakiś bunt, ale potem pani rezygnuje na rzecz tego, żeby ten spektakl był spontaniczny, szczery? Jak to wygląda? Łatwo jest tak współpracować z tyloma osobami?

— Ja na przykład bardzo często obsadzałam w głównych rolach osoby, które były nieśmiałe, które bały się stanąć na scenie.

Czyli robiła pani jakąś terapię przez teatr?

— Tak! Bo wiedziałam, że im to pomoże. I rzeczywiście — te osoby do tej pory mówią o tym, jak bardzo im to pomogło. Często bywało tak, że braliśmy udział w różnych przeglądach i słyszałam: "Ale no, ta główna rola… No to mogła pani tutaj, ma pani zdolniejsze osoby, mogła pani jednak obsadzić kogoś innego". Nie zawsze była pierwsza nagroda. Natomiast ja miałam dużo satysfakcji. W ogóle największą satysfakcją w tej pracy było to, kiedy przychodziły takie nieśmiałe osoby i ja patrzyłam, jak one się rozwijają. 

Chce pani po prostu pracować z ludźmi, nad ludźmi, tak? Żeby ich rozwijać?

— Tak, tak! I uważam, że to jest podstawa. Przy okazji oczywiście udawało nam się wygrywać, nawet Grand Prix na różnych festiwalach. Ale, jak mówię, to pierwsze, na co ja stawiałam, to była praca z ludźmi. Pomaganie im w otwieraniu się, w znalezieniu własnej tożsamości.

Czyli w zasadzie można powiedzieć, że pani stosuje taką terapię? Że właściwie celem nie jest, jak powiedziałam, pierwsza nagroda, tylko praca nad tym, żeby tym ludziom pomóc?

— Tak

To daje pani największą satysfakcję?

— Oczywiście, nagrody też są ważne, dają radość, ale, jak mówię, to, co było dla mnie najistotniejsze, to pomagać tym młodym ludziom. Żeby się otworzyli, żeby byli wrażliwi, otwarci na literaturę, na poezję. Często przychodzili i mówili: "My poezji to w ogóle nienawidzimy!". A potem okazywało się, że pracowaliśmy z poezją i nagle… ta poezja do nich przemawiała.

45 lat pracy, pani Lucyno! Ile to dzieciaków, ile młodzieży, ile dorosłych ludzi! Policzyła pani kiedyś?

— Na pewno koło 200, jak nie więcej! Teatr Na Poddaszu, który prowadziłam w domu kultury, potem w MOK-u, istniał 20 lat. Teatr studencki Wyjście Ewakuacyjne — 25 lat. A wiadomo, że ludzie się zmieniali, była rotacja, wciąż pojawiały się nowe osoby.

Pani opowiada o tym z wielką pasją, bo to chyba właśnie pasja? Studiowała pani kulturoznawstwo i mogła pani równie dobrze pracować w jakimś centrum kultury, zajmować się organizacją wydarzeń. A jednak wybrała pani teatr. Po tych 45 latach może pani powiedzieć, że robiła, robi i będzie robić to, co jest sensem pani życia?

— Tak, tak! Oczywiście! Czuję się spełniona w tej pracy. Jeśli spotykam się z absolwentami i oni mówią: "Nasza Lucyna Jakubczyk!", albo "Lucynka!" to wiem, że coś w nich zostało.

I teraz ruszacie z teatrem dla absolwentów?

— Tak, właśnie! Spektakl pokażemy 15 marca w MOK-u, z okazji jubileuszu. Występują w nim absolwenci mojego teatru.

Ale to trudne, bo ci ludzie się rozjechali, mają swoje życie, rodziny… A jednak chcą wrócić i zagrać?

— Tak, podziwiam ich, bo rzeczywiście — mają swoje prace, obowiązki, mało czasu… A jednak zbierają się, przyjeżdżają i próbujemy!

Skąd pani bierze pomysły na spektakle? Literatura jest ogromna, ale nie da się wszystkich zadowolić. To wygląda tak, że najpierw jest pomysł, potem dyskusja, i w końcu coś zostaje przyjęte?

— W ogóle mało jest repertuaru dla teatrów amatorskich. Gotowe scenariusze są głównie dla teatrów zawodowych i trwają często po dwie godziny. My mamy krótsze spektakle — około 40 minut do godziny. Więc albo przerabiamy, skracamy gotowe sztuki, albo tworzymy własne, czasem bazując na poezji, czasem na problemach, które nurtują młodzież.

Czyli piszecie własne scenariusze?

— Tak! Czasem ja piszę, czasem robimy to wspólnie. I to mnie najbardziej cieszy! Najpierw powstaje scenariusz, potem zaczynamy go realizować na scenie.

A ile przeciętnie trwa przygotowanie spektaklu? Od pomysłu, przez próby, kostiumy, scenografię… W jakim czasie jest pani w stanie przygotować spektakl, z którego jest zadowolona?

— Pracowaliśmy nad spektaklami rok. Co roku mieliśmy premierę nowej sztuki.

Rok czasu, tyle pracy… A potem tylko 40 minut występu?

— Tak, ale to 40 minut, które daje ogromną satysfakcję! Bo praca nad spektaklem to nie tylko nauka tekstu. Trzeba pracować z każdym aktorem indywidualnie, musi on zrozumieć postać, wiedzieć, jakie emocje przekazać.

To wymaga wielkiej cierpliwości… A zdarzają się konflikty?

— Oczywiście! Najczęściej dotyczą tego, że ktoś nie podchodzi do pracy tak, jak powinien. Opuszcza próby, spóźnia się, nie angażuje się tak, jak reszta.

Czyli jest pani surowym reżyserem?

— Przede wszystkim grupa jest surowa! To oni najczęściej zwracają uwagę, że ktoś się nie przykłada.

Czyli wychowują się nawzajem?

— Tak, dokładnie! Teatr to praca zespołowa. Tu nie ma miejsca na indywidualizm, jeśli chodzi o odpowiedzialność.

Zdarzają się łzy?

— Oczywiście! Łzy, kiedy ktoś się pomyli na scenie, zapomni tekstu… Płacz, bo "jak ja mogłem to zrobić?!". Ale to jest część procesu.

Czyli teatr to nie tylko zabawa, ale i nauka życia?

— Tak, praca w grupie wychowuje. Uczy odpowiedzialności, współpracy. I to jest piękne!

Podsumowanie

    Komentarze 3

    reklama

    Dla Ciebie

    0°C

    Pogoda

    Kontakt

    Radio